poniedziałek, 8 grudnia 2014

sobota, 6 grudnia 2014

Cisza, spokój, dziecko śpi...

Cisza, spokój, dziecko śpi. Posprzątałam wczoraj i mogę dziś sobie poleniuchować. Sobota znakomita, pada deszcz, zimno, ponuro... a moja lodówka pełna ;) Zakupy zrobiłam dzisiaj wcześnie rano, przed wyjściem taty Benia do pracy. Zrobiłam je w mgnieniu oka. Po pierwsze nie musiałam ubierać mojego "dziecia do wychodnego" ,a  po drugie przemknęłam przez market jak pershing (czyt. rodzaj pocisku rakietowego średniego zasięgu), żeby zrealizować plan szybkiego powrotu do domu w celu relaksacji (w biologii: zwiotczenie tkanek spowodowane brakiem działania bodźca wywołującego w nich stan napięcia, w technice: powolne zmniejszanie się naprężeń w materiale poddanym stałemu długotrwałemu odkształceniu). Prawdą jest, że z założenia nigdy ten plan jeszcze nie wypalił. Staram się przy tym bardzo, żeby wejść w stan "nicnierobienia". Chciałabym tak jak mężczyźni, bo u nich to tak działa jak na pstryknięcie palcem. Uczę się tego, staram się, staram się nie wytrzeć tego kurzu z parapetu, albo zostawić brudne te okno balkonowe, które Beniamin palcuje dziesięć razy dziennie, szukając za nim swojego psa. Nie ma poprawy i leku na tą przypadłość jeszcze nie wymyślono.

 Jako niewdzięczni rodzice nie kupiliśmy prezentu dla swojego syna z okazji Mikołaja. Bezczelnie stwierdziliśmy, że nie będzie pamiętał, że nic nie dostał :) Dziś jednak przypomniało mi się o worku Mikołaja, który od poprzedniej zimy leży w piwnicy. To zeszłoroczny prezent dla Benia . Jako, że miał wtedy dwa tygodnie a prezentem były klocki (.... nie pytajcie mnie co było zamysłem autora prezentu dla bobasa.....) no teraz jak znalazł! Więc wyciągnęłam ten wór z piwnicy i poczułam się usprawiedliwiona :) Bawiliśmy się i bawiliśmy, a ręce farbowały nam na czarno...


Jednak po pracy wrócił tata z worem prezentów. Pewnie też miał wyrzuty sumienia. Jak zobaczyłam torby z TK Maxx wiedziałam, że coś fajnego tam znajdziemy. Kto jeszcze nie zna tego sklepu to szczerze polecam. Fajne marki w niskich cenach. Tym sposobem poznaliśmy szwedzką markę Brio. Powstała jeszcze w XIX wieku i była pierwsza na świecie, która wyprodukowała drewnianą kolejkę. Także nasza kolejka, nie byle jaka tylko z tradycją, sunęła dziś po torach w Benkowym pokoju. 


Jestem fanką drewnianych zabawek także korzystając z okazji przedstawię jeszcze jedną. To cóż, że nie ze Szwecji tylko z naszego polskiego, wspaniałego Krakowa. Samochodzik wspaniały, solidny, stabilny, nie rysuje podłogi, na gumowych kółkach. Dziękujemy Paulinie, która zna się na rzeczy i poza tym wspaniale gotuje :) Polecamy twój krakowski smak :)


samochód Bajo

kolejka Brio podobne modele








croque madame


wtorek, 2 grudnia 2014

pierniczki, granatowe w białe kropki, marchewki cytrusowe...
















Dodaj napis

Impreza urodzinowa Beniamina już za nami. Mnóstwo prezentów. Kilka z nich na pewno w najbliższym  czasie Wam pokażę. Musicie jednak dać mi chwilkę. 

Od Benkowych urodzin bardzo dużo się dzieje. Po pierwsze są poduchy. Poduchy gwiazdy CUDOWNE... do dziecięcych pokoików w trzech wspaniałych materiałach.  

Kolejną sprawą jest squash. Zaczęliśmy z Wielkim M. treningi i muszę przyznać, że to walenie piłeczką o ścianę nie jest takie głupie jak mi się wydawało. Pupcia bolała drugiego dnia...człowiek od razu wie, że żyje :) Ojj brakowało mi tego ruchu, Byłam ukontentowana. Benio u pani opiekunki to akurat najmniejszy problem był. Od razu wyciągnął garnki i koraliki z lat 80-tych i zaczął swoją beztroską zabawę. Bardziej, szczerze powiedziawszy bałam się o koraliki niż o niego. Nawet się za mamą nie obracał, tak był zafascynowany. 

Po trzecie mieliśmy wspaniałą świąteczną sesję zdjęciową, którą mam nadzieję jak najszybciej ukazać na blogu. Sama nie potrafię się doczekać efektu, bo sceneria była cudna. 
Tym sposobem ogarnęła nas magia zbliżających się Świąt i wzięliśmy się z Benitem za wałkowanie. Wałki oczywiście mamy dwa- mały i duży. Stoliki dwa- mały i duży. Bałagan był jeden- duży! Jedną z moich pasji to majsterkowanie w kuchni. Dlatego majsterkowanie, bo ciężko nazwać to gotowaniem. Tam coś usłyszę, gdzieś coś, zobaczę, tego nie było w sklepie, a ja i tak coś wymyślę. Tak więc skonstruowaliśmy ciasteczka i cytrusowe marchewki. Przepisem podzielimy się z wami. 

Zapachy i smaki były dzisiaj cudowne, więc kontynuując ten stan odurzenia świątecznego postanowiłam, że  jutro wyciągam moje "świąteczne graciarstwo" (jak mawiają mniej mili w tym domu) i zaczynam stroić! Co roku wyprzedzam śnieg, więc to chyba już tradycja pierwszogrudniowa. Lubię, kocham ten czas, czas przygotowań, porządków, herbaty z sokiem, siedzenia wieczorami w domu pod wielkim kocem. Nie wspomniałam, że śpiewam w chórze. Z kolędami za pan brat od listopada!!! 

Jeszcze jedna rzecz. Tata Benia jest od wczoraj na Marsie. Nie ma go dla nikogo. Widziałam go tylko na chwilę przy obiedzie, ale kiedy zadał pytanie czy te ziemniaki są z Marsa, pozwoliłam mu wrócić do lektury... Szerze, więc mogę polecić- autor Andy Weir - tytuł "Marsjanin"
Ja na "Ciemniejszej stronie Greya".


Marchewki cytrynowe:
1,5 kg marchewki
1 łyżeczka mąki kukurydzianej
2-3 mandarynki
1-2 cytryny
sól i pieprz
1 łyżka cukru
olej rzepakowy

Przygotowanie:
Marchew obrać i pokroić na ukośne 1 cm plasterki. Przełożyć do garnka z gotującą się wodą i ugotować przez 2-3 minuty. Z cytrusów otrzeć skórkę i odstawić. Następnie wycisnąć z nich sok do garnuszka. Dodać mąkę wymieszać, dodać cukier i podgotować aż uzyskamy lepiącą pastę. Pod koniec dodać otarte skórki. Można tez dodać kilka plasterków cytrusów.  Marchew odcedzić i doprawić sola i pieprzem. Marchewki przełożyć na blaszkę do pieczenia i polać sosem. Dokładnie wymieszać i odstawić na 1-2 godziny do zamarynowania. 
Rozgrzać piekarnik do 200ºC. Marchewki skropić olejem i piec około 15 minut.


Pierniczki 100 sztuk:
550 g mąki pszennej (+ odrobina więcej do podsypywania)
300 g miodu (z miodem sztucznym pierniczki zmiękną szybciej, niż z prawdziwym)
100 g cukru pudru
120 g masła
1 jajko
2 łyżeczki sody oczyszczonej
40 - 60 g przyprawy do piernika 
kakao (niekoniecznie, tylko dla koloru, tym razem dałam 2 łyżeczki)
Przygotowanie:
Miód i masło podgrzać w garnuszku, przestudzić. Dodać pozostałe składniki i wyrobić lub zmiksować. Jeśli ciasto będzie zbyt miękkie, schłodzić (będzie się lepiej wałkowało).
Wałkować na stolnicy na grubość 2 - 3 mm lekko podsypując mąką (grubsze pierniczki są bardziej miękkie po upieczeniu). Wykrawać pierniczki o dowolnych kształtach i przekładać na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
Piec około 8 - 10 minut w temperaturze 180ºC.
Lukrować lub dekorować czekoladą po upieczeniu.
Pierniczki po upieczeniu są twarde, później zmiękną (należy je przechowywać w szczelnie zamkniętym pojemniku). Bardzo długo i dobrze się przechowują (nawet kilka miesięcy). Można upiec je kilka tygodni przed świętami, lukrowanie zostawiając na później.